Na tym cmentarzu od XVIII wieku spoczywali w rodzinnym grobowcu kolejni moi przodkowie. Ja uczestniczyłem w pogrzebie Jadwigi i Leona Bujalskich. Wojska radzieckie w 1944 r. zamieniły grobowiec Bujalskich na stanowisko „przeciwlotnicze”. Usunięto szczątki pochowanych, a w trumnie metalowej Leona Bujalskiego poszukiwano skarbu. (relacja ustna Edwarda Kawarskiego.) W latach następnych na terenie cmentarza parafialnego założono park, a później postawiono pomnik poświęcony bohaterom „SŁAWA 1941 – 45”. Jego demontaż rozpoczęto podczas mego pobytu w Torczynie w 1995 roku. Obecnie na miejscu dawnego cmentarza i pomnika znajduje się kaplica ufundowana przez członków Towarzystwa Przyjaciół Torczyna, w tym p. T. Dąbrowskiego. Poświęcono ją w 1999 roku. „Łaźnia mieściła się w dzielnicy żydowskiej na skraju „Kozidojów”. Spełniała przede wszystkim rolę rytualnej łaźni żydowskiej. W wydzielone dni korzystali z niej również ludzie innej narodowości, mężczyźni z łaźni parowej, kobiety z wanien” W Torczyńskiej łaźni w latach 1900 – 1941 pracowali mój dziadek Marcin Jaźwiński i stryj Marcin Nowicki, pisze p. Jerzy Jaźwiński”. (5) „Łaźnia stała na podwyższeniu. Czerpano konwią wodę ze studni. Płynęła woda korytem do wielkiego zbiornika. W dzień, w nocy z ojca na syna w ustawionych w szereg wannach moczą się Polacy, Ukraińcy, Żydzi. Każda nacja w swoim czasie. Według rangi. Na stopniach parowej łaźni smagają się witkami Polacy, Ukraińcy, Żydzi. A pompa ludzka ciągle leje wodę. W dzień, w nocy, latem i zimą. Burza dziejowa zmiotła podest … budowlę z cegły. Stoją nowe domy. Pozostał widok na „Kamienną Górę.”(5) W dni świąteczne katolicy miejscowi i z najbliższych okolic uczestniczyli we Mszy Świętej. Pamiętam, jak ksiądz czytał modlitwy po łacinie, a organista z chórem śpiewali podczas nabożeństwa. Nieznajomość języka łacińskiego, uniemożliwiała ludziom zaangażowanie się w to, co działo się przed ołtarzem. Zgromadzeni śpiewali lub wyciągali książeczki i różance, by w ten sposób uczestniczyć w liturgii. Odmawianie różańca nikogo nie raziło – to było normalne. W tych okolicznościach dzieci naśladowały dorosłych, pamiętam, że pewna dziewczynka modliła się gorliwie, ale z odwróconą książeczką w reku. Na zwróconą uwagę, że trzyma nieprawidłowo książeczkę (odwróconą), odpowiedziała: „Tak też umiem czytać”. I tak pozostała do końca Mszy. Oczywiście wszystko zależało od tego, jak sprawowano liturgię, oraz od poziomu intelektualnego uczestników. Msze w kościele odbywały się codziennie, a parafianie zamieszkali kilka kilometrów od Torczyna uczestniczyli w liturgii raz w tygodniu. Biedniejsi zdążali pieszo, często na bosaka, a dopiero przed miastem lub na placu kościelnym wkładali obuwie. Zwyczajem było, że po zakończonej Mszy Świętej, na placu przed kościołem roiło się od różnych grup osób, powozów, furmanek i koni. Gromadzili się grupami znajomi i omawiali jakieś własne problemy. Następnie większość udawała się do swych domów, a niektórzy zbierali się w restauracjach, gdzie kontynuowali rozpoczęte dyskusje. Tu odbył się mój chrzest, pierwsza komunia i bierzmowanie.
W 1942 r. nastąpiła likwidacja Żydów w Torczynie.
W ciepły i słoneczny dzień 1942r. udałem się do Torczyna po lekarstwa do apteki obsługiwanejprzez Żydówkę. Na ladzie położyłem receptę i 500 karbowańców. Otrzymałem lek. Wydano resztę, wraz z wpłaconą kwotą. Na zwróconą uwagę, zastałem skarcony i nakazano mi natychmiast opuścić aptekę. Wyszedłem z uczuciem dziwnego niepokoju. Od rówieśników dowiedziałem się, że planują likwidację getta, a na kirkucie już przygotowano miejsce. Wracając do domu z lekarstwem zajrzałem na kirkut. Zobaczyłem olbrzymie dwa puste świeżo wykopane doły. W domu zjadłem posiłek. Ukradkiem udałem się z dwoma kolegami na wzgórze, na którym położone było gospodarstwa Szwajkowskiego. Usiedliśmy w krzakach, skąd oglądaliśmy panoramę Torczyna. Widzieliśmy drogę prowadzącą z miasteczka na kirkut. Z otwartymi ustami przyglądaliśmy się, jak policja ukraińska eskortowała Żydów maszerujących czwórkami. Przemierzali swą ostatnią drogę otoczeni policją i psami. Byliśmy świadkami jak rozgrywającego się przed nami dramatu. Nie dowierzaliśmy, że jesteśmy świadkami okrutnej zbrodni. Nie rozumieliśmy tego, co się działo. To przecież ludzie. Nie docierało do mojej świadomości to, co widziałem. Była to jednolita masa ludzi. Niemal wszyscy z pochylonymi ku ziemi głowami. Najbliżsi trzymali się za ręce. Z tej odległości słyszeliśmy unoszący się dziwy szum – wrzawa zmieszanych głosów ludzkich, lament i płacz, pisk, szwargot, ujadanie psów. W pewnym momencie jeden młodzieniec zaczął uciekać biegnąc zygzakiem, a ochrona popisywała się umiejętnością strzelania. Ucieczka udała się. Pochód zatrzymano przed kirkutem. Po kilka osób podchodziło do krawędzi dołu, a policjanci z bliskiej odległości strzelali w tył głowy. Ofiary padły do dołu. Widząc tę tragedię – nie wytrzymałem. Uciekłem wraz kolegami do domu. Po kilku dniach w drodze do Torczyna zatrzymałem się przed kirkutem i obejrzałem zaschnięte ślady krwi. W miejscu grzebania Żydów powstało około kilkumetrowe wzniesienie. Z jego wierzchołka wypływała stróżka krwi o długości ponad 150 metrów. Widok był przerażający. Kadry z tego wydarzenia ponownie mnie przeraziły i uciekłem. Przez długi okres towarzyszył mi niepokój i miałem trudności ze snem. Obecnie gdy wracam do opisanego tragicznego wydarzenia nie mogę zrozumieć dlaczego doszło do tej ostatniej tragedii, oraz jak olbrzymią moc ducha lub zniewolenia zgromadzili w sobie Żydzi, idąc ostatnią drogą życia, zachowali swą godność i pozorny spokój. A faszyzm niemiecki do tej “mokrej roboty” właśnie wykorzystał Ukraińców – nieukształtowanych duchowo, zatwardziałych i prymitywnych. Komendant Torczyna, niemiecki oficer, w tym dniu był nieobecny – to nie znaczy, że nie ponosi odpowiedzialności. „Już w końcu 1942r. łucki inspektorat AK zorganizował w Torczynie odcinek pod kryptonimem „Alians”. Dowódcą odcinka został Witold Goleniewicz, „Smoliński”, a jego zastępcą nieznany z nazwiska „Olsza”. Zorganizowano dwa pod odcinki: „Bąki”, pod dowództwem Jana Wasilewskiego „Sowy” obejmujący samo miasteczko Torczyn” oraz „Bary”, który obejmował okoliczne wsie. Można przypuszczać, że w skład tego pod odcinka wchodziły placówki samoobrony z kol. Jamki, i kol. Usickie Budki. Stan osobowy odcinka w połowie 1943 roku dochodził do 65 ludzi. O bojowej działalności oddziałów tego odcinka nie pozostało zbyt wiele informacji. W marcu 1943 roku Niemcy nakazali ukraińskiej pomocniczej policji zdać otrzymaną broń. Spowodowało to masową ucieczkę do „lasu” z bronią w ręku. W praktyce oznaczało to wzmocnienie oddziałów UPA na Wołyniu o 4.000 dobrze uzbrojonych i przeszkolonych w akcji eksterminacyjnej ludzi. Wówczas to Siedlecki zgłosił swój oddział do pracy w policji pomocniczej. Niemcy propozycję przyjęli, dając im na początek 4 karabiny. W taki sposób oddział Siedleckiego stał się polską policją pomocniczą i zaczął pełnić służbę w Torczynie. Niedługo potem, jak wspomina Siedlecki, zjawił się w Torczynie niejaki Ochman, który dobrze mówił po polsku. Przywiózł ze sobą 22 karabiny dla nas, żądając przed ich wręczeniem podpisania deklaracji, że broń nie może być użyta przeciwko polskiej organizacji podziemnej. Deklarację taką Władysław Siedlecki podpisał i został wyznaczony komendantem placówki Torczyn. Każdy z członków grupy otrzymał karabin i zezwolenie na noszenie broni. Więcej informacji zachowało się na temat działalności półlegalnego oddziału Władysława Siedleckiego, który począł się organizować w 1942 roku. W skład jego oddziału, jak pisze Siedlecki, wchodziło początkowo 11 ludzi: Czesław i Zygmunt Bychawscy, kpr. pchor. Karol Gabryel, Czesław Jakubowski, Franciszek Kołożyński, Czesław i Władysław Mikołajewscy, Mieczysław Wadowski i Czesław Wiśniewski. W Wigilię 1943 roku, jak pisze Władysław Siedlecki, banderowcy napadli na Torczyn. W wyniku tego napadu toczyła się zażarta 3 godzinna walka, a banda zastała rozbita. Na polu walki znaleziono 16 zabitych. Spalił się dach plebani i dwa domy. To była ostatnia akcja – potyczka oddziału AK z Torczyna z bandą UPA. Przy końcu stycznia 1944r. policja polska została wyprowadzona do Antonówki. Torczyn pozostał bez żadnej ochrony. W tym okresie spalono kościół i plebanię Po trzech dniach Niemcy rozrzucili ulotki z samolotu z wezwaniem Ukraińców do powrotu do służby w policji pomocniczej. Niemal natychmiast zgłosiło się około 120 ochotników, z których Niemcy utworzyli batalion ukraiński. Rozpoczął się okres terroru. Polacy ratowali się ucieczką do Łucka lub Antonówki.”(4) Jednocześnie podaję niżej dziecinne przeżycia w Torczynie Jerzego Jasińskiego, który pisze :”Przez moment byłem znów małym dzieckiem, wracającym z kościoła, w którym służyłem do Mszy Świętej. Dopadła mnie grupa wyrostków i dotkliwie stratowała. Tak działo się wielokrotnie. Był to czas okupacji sowieckiej. Szedłem dalej. Powróciły migawki z okupacji niemieckiej. W pobliżu cerkwi przy Komendanturze Niemieckiej – Łapanka. Niemcy ładowali ludzi na samochody i wywozili na rozstrzelanie. Znalazłem się w grupie złapanych. Wraca straszne uczucie z tamtych lat i zaraz ulga, przecież przeżyłem. Pomogła mi pracownica komendantury, znajoma Ukrainka. Cudem wyciągnęła mnie z samochodu, ratując życie. Nie wiem, co się dzieje z tą dziewczyną” (5)
Podczas pisania niniejszej informacji wykorzystałem:
1. - SŁOWNIK GEOGRAFICZNY KRÓLESTWA POLSKIEGO – 1902r.,
2. - ILOSTROWANY PRZEWODNIK PO WOŁYNIU dr M. Orłowicz – 1929r.
3.- WOŁYŃ I JEGO MIESZKAŃCY W ROKU 1863 Drezno – 1870r.
4 - POLSKA SAMOOBRONA W OKOLICACH ŁUCKA Adam Peretetkiewicz – 1995r.
5. - TORCZYN – Jerzy Jaźwiński – 2005r.
Fragment opracowania Ryszarda Bujalskiego „Dzieje Rodziny” (3. ŚRODOWISKO i MIEJSCOWOŚCI) http://bujalski.wordpress.com/dzieje-rodziny/3-srodowisko-i-miejscowosci/
Wybrał i opublikował w serwisie Bogusław Szarwiło