Odwiedziłem rodzinne miasto Łuck Nigdy nie spodziewałem się, że po 70 latach znów zobaczę miasto mego dzieciństwa - Łuck. To stało się za namową mego syna Andrzeja, który w internecie znalazł biuro turystyczne w Tomaszowie Lubelskim, które organizuje wycieczki autokarowe po Wołyniu.
Wycieczka organizowana była w dn. 11-13.06.2009r. Ja z żoną i synem Andrzejem pojechaliśmy pociągiem dzień wcześnie rano. Z okna pociągu widzieliśmy piękno naszego kraju.

O godz. 16.50 byliśmy w Lublinie. Tu zwiedziliśmy Stare Miasto, zamek, w którym podpisano Unię Lubelską, odrestaurowane kamieniczki Starego Miasta. Byłem zdziwiony, bo Lublin jest piękny, jest co zwiedzać i jest bardzo dużo młodzieży.
Nazajutrz autokarem spod hotelu pojechaliśmy przez Chełm do granicy w Dorohusku, i dalej w kierunku Włodzimierza. Po krótkim zwiedzaniu Włodzimierza oraz zabraniu przewodnika pojechaliśmy do Łucka. Stare Miasto widziałem takie, jakie pozostało w pamięci mojej wyobraźni. Zwiedziliśmy Zamek Lubarta, Katedrę im. Piotra i Pawła, byłem na części Mszy w tej katedrze. Olbrzymia i piękna, wiernych niewielu, przeważnie turyści z Polski (przedstawiam zdjęcie na którym stoję z małżonką obok katedry). To są zabytki z okresu międzywojennego, ocalały podczas wojny, ale w okresie istnienia ZSRR w katedrze mieściło się muzeum ateizmu.
Pojechaliśmy do centrum Łucka. Ulic poznać nie mogłem. Są rozbudowane i zabudowane wysokimi blokami, wyrosły nowe drzewa. Przewodniczce pokazywałem moje zdjęcia sprzed wojny, gdy z rodzicami chodziłem po głównej ulicy. Przewodniczka Polka, pani Mirosława, męża ma Ukraińca (razem z synem prowadzi wycieczki z Polski). To ona po oglądnięciu moich zdjęć doszła i pokazała mi, jakie to były ulice. Główna to była ul. Jagiellońska, obecnie nowa nawierzchnia (polbruk), jest deptakiem bez ruchu pojazdów. W centrum była przed wojną mała cerkiew na skwerze, za czasów ZSRR zlikwidowano ją i postawiono pomniki chwały. Cmentarz polski również zlikwidowano i przerobiono na mauzoleum chwały. Poza starym miastem całe miasto rozbudowano nowymi wielopiętrowymi blokami.
Znalazłem ulicę, na której ojciec zrobił mi zdjęcie ze swym kolegą panem Niewiadomskim. Był to skwer, z tyłu widać budynek LOPP (Liga Obrony Przeciw Powietrznej). Tam przed wojną nauczano posługiwania się maską przeciwgazową, kopania schronów itp. Na skwerze po prawej stronie stała malutka, ale ładna cerkiew prawosławna, którą jak wspomniałem, ZSRR zburzyło i postawili pomniki – symbole swej chwały. Będąc obecnie w tym samym miejscu wykonaliśmy zdjęcie dla porównania. Oto stoję z małżonką w tym samym miejscu gdzie przed wojną w mundurku zucha stoję obok przykucniętego kolegi mego ojca.
Zakwaterowaliśmy się w hotelu na VII piętrze, gdzieś w pobliżu rzeki „Styr”, tam też w luksusowej restauracji zjedliśmy obiad. Później poszliśmy na przedmieście Krasne, gdzie rodzice wynajmowali mieszkanie u Żyda. Tam też pozostali mając własny dom znajomi Polacy, którzy byli naszymi sąsiadami – Lilka i Tadeusz Olszewscy oraz Ryszard Stankiewicz. Wszyscy około mojego wieku. W związku z tym wzięliśmy ze sobą prezenty w postaci butelki dobrej wódki, dużej czekolady „Wedla”, kawy, piwa w puszkach „Bosman”, cukierki, czekolady itp.Prezenty po trochu rozłożyliśmy w torby mego syna Andrzeja i małżonki. Było co nieść. Przeszliśmy most Krasińskiego (nazwa przedwojenna) i skręciliśmy na ul. Ułańską, obecnie Łomonosowa. Zeszliśmy na ulice, których nie poznałem. Pytamy się ludzi, gdzie jest ulica o nazwie Przedwojenna, Policyjna i Mechaniczna, na której mieszkałem. Długo nam tłumaczyli, w końcu poprosili córeczkę, aby nas zaprowadziła, gdyż sami nie znajdziemy. Szliśmy za nią. Mówiła, że jest w VI klasie i uczy się języka polskiego. Syn zapytał, czy jest z rodziny polskiej, odrzekła, że nie, ale się uczy. Zaprowadziła nas. Okazało się, że nasze nazwy ulic pozostały. Policyjna to Milicyjna, a Mechaniczna to Mechaniczna. Szukaliśmy swego domu, ale przypomnieć sobie po ich wyglądzie nie mogłem. Zebrało się wiele kobiet i dzieci z tych ulic, którzy pomagali nam szukać. Żaden nie przypominał wyglądem naszego domu, w którym spędziłem dzieciństwo. W końcu pomagające nam panie powiedziały, żebym wszedł do środka domu, bo wnętrza się nie zmieniły, a z zewnątrz mógł być obudowany, przeinaczony, zmieniający wygląd. Do jednego z nich zapukaliśmy, wyszła mieszkanka, poprosiliśmy, aby zezwoliła mi zobaczyć wnętrze. Wszedłem i wyszedłem, bo to nie to. Mieszkanka wytłumaczyła mi, że jest tu dobudówka murowana, a za tą dobudówką stoi stary dom. Poszliśmy całą zgrają obok. Znów pukamy. Wyszła młoda, około 25-30 lat kobieta, która pozwoliła wejść. Tak, to było to mieszkanie, z niewielkimi przeróbkami. Była ok. godz. 22, smażyła ziemniaki ze skwarkami dla dzieci. Bawiły się w pokoju. Przesunęła przedmioty zastawionego stołu. Postawiła także i zsunęła na te talerze smażone ziemniaki. Podziękowałem i powiedziałem, że jest późny wieczór, chciałem tylko zobaczyć mieszkanie. Miała kuchnię, mały przedsionek i pokój. Pytam, czy tam za pokojem nie ma innego pokoju (to była nasza sypialnia). Powiedziała, że jest i to drugie wejście z boku i ono się spaliło. Poszliśmy tam. Przed wojną ganeczku z boku nie było, to była nasza sypialnia, kuchnia i sień. Wszystko to częściowo spalone, gruzy, deski, rury pod nogami. Syn zrobił zdjęcie części domu, w którym mieszkaliśmy przed wojną. Można porównać stare zdjęcia. Moja mama z siostrą Czesią i ja - siedzę na ławce (zdjęcie z lewej). Młoda gosposia nazywa się Natasza. Postawiłem na stół wódkę, kawę, piwo, dużą czekoladę. Czułem się jakbym znał ją już dawno. Była miła. W domach jest gaz, którego przed wojną nie było. Dużo domów nowych, parterowych, murowanych. Doprowadzając gaz i materiały budowlane do budowy domów ulice rozkopane i rozjeżdżone, błoto i woda. Ludzie uczynni, przyjaźni i mili.
Inna grupa ludzi szukała Olszewskich i Stankiewiczów, ale bez skutku. Wyjechali do centrum lub innego miasta. Domagającym rozdałem nasze prezenty, również dzieciom. Towarzyszące nam osoby zadzwoniły po Taxi. Przyjechała taksówka i pojechaliśmy do hotelu.
Na drugi dzień do południa dalej zwiedzaliśmy Łuck i śródmieście. Łuck przed wojną, za II Rzeczypospolitej, był miastem wojewódzkim i liczył 76 tys. ludności polskiej, żydowskiej i ukraińskiej. Obecnie jest również miastem wojewódzkim i liczy 210 tys. mieszkańców, 90 proc. Ukraińców. Po południu pojechaliśmy zwiedzić Zimne - Sanktuarium prawosławne i Torczyn – kościółek katolicki. Ksiądz, 30-letni, pochodzi z Podhala. Jest mało wyznawców katolicyzmu. Na podwórzu cmentarnym jest kilka polskich grobów, wśród nich grób podpułkownika Leopolda Kula-Lisa, bohatera walk w wojnie bolszewickiej 1918-1920. Przed wojną śpiewaliśmy o nim piosenkę: „Gdy ruszył na wojenkę miał 17 lat, i serce gorejące oblicza jak ten kwiat. Młodzieńcza jego dusza i wątłe ramię miał w tej krwawej zawierusze. Szedł szukać męki i chwał” itd. Znam całą piosenkę.
Odwiedziliśmy następnie Klewań, gdzie w 1938 r. byłem na kolonii. Pozostała szkoła, w której mieszkaliśmy, zaś kościół i zamek w gruzach. Następnym miastem było Równe. Tu zjedliśmy obiad, zwiedziliśmy podwórze, kościół, dawniej garnizonowy. Równe jest również miastem wojewódzkim i liczy 250 tys. mieszkańców. Łuck ma 210 tys., ale jest ładniejsze i nowocześniejsze. Byliśmy w Krzemieńcu, gdzie urodził się i żył Juliusz Słowacki. Jest tablica w miejscu, gdzie stał jego dom. Zwiedziliśmy muzeum J. Słowackiego z tablicą pamięci. Wszystkie tablice związane z polskością w języku ukraińskim i polskim. Jest tablica wspominająca Kołłątaja jako m.in. twórcę edukacji w Krzemieńcu. Jest rozwinięte szkolnictwo i jest Wyższa Uczelnia. Krzemieniec to bardzo ładne stare miasto, nowego nie ma. Z góry, tzw. „Bony”, gdzie znajdują się ruiny zamku, widać pięknie miasto wzdłuż kotliny. Nocowaliśmy w prywatnym hotelu w Krzemieńcu.
Ogólnie można powiedzieć, że wszystko, tak jak u nas, jest prywatne, z wysoką klasą. W Łobzie i okolicach takich nie widziałem. Zwiedziliśmy w Ołyce zamek Radziwiłów i jego obiekty – wszystko jest zaniedbane z postępującą ruiną. Zwiedziliśmy także miasto Poczajow. Tu znajduje się Sanktuarium Prawosławne Patriarchatu Moskiewskiego, rangą jak nasza Częstochowa. Oczywiście bardziej bogata i piękniejsza. Zwiedzających wiernych bardzo dużo - tłumy. My również odwiedziliśmy kolejne zabytki jak pozostali turyści. Ochrona bezpieczeństwa, wojsko rosyjskie, szczegółów nie będę pisał.
Ostatnie miejsce pobytu to Porysk - Pawłówka, gdzie odbyły się kilka lat temu uroczystości związane z mordem UPA i OUN na Polakach. Na pomniku napisy w językach ukraińskim i polskim, na marmurze pomnika słowo „pomordowanych” zostało przez banderowców zbite. Obok jest płyta i wypisane kilkaset nazwisk spalonych w kościele Polaków wraz z księdzem i 3 ministrantami. Przykre to, ale prawdziwe. Takich miejsc, ale nie tak upamiętnionych, jest kilkaset. Spalone mury kościołów, rosnące na nich rośliny i drzewa przerażają. Przerażają także pomalowane na niebiesko ramy okienne, niektóre nawet krzyże na cmentarzu - niebieskie, drzwi lub jakiś inny element domu nawet nowego (tylko na wsi), aby zaznaczyć, że tu mieszkają Ukraińcy wspierający banderowców. Naród Ukraiński jest dobry, uczynny, podobnie jak Polacy. Na wsi również dobry, ale zastraszony i ludzie starsi, z którymi chciałem porozmawiać, boją się wejść w kontakt z Polakiem. Tak zakończyliśmy wycieczkę na Wołyń, gdzie się urodziłem i spędziłem dzieciństwo.
Mimo, że to moja ziemia rodzinna, nie chciałbym tam wracać. Te pomniki z tablicami banderowców, flaga czerwono-czarna obok ukraińskiej, obok Sanktuarium w Puczajowie. Napisy na ścianach w Łuchi „Bandera Gieroj”. To wszystko straszy. Jak może być, że organizacja terrorystyczna jest hołdowana i wspierana przez władze ukraińskie? Organizacja, która wspierana przez władze okupacyjne niemieckie mogła bestialsko wymordować wiele tysięcy Polaków, starców, kobiety i dzieci.
Przekroczyliśmy granicę ukraińską, a potem polską. Jakoś poczułem się weselszy. U nas słonko lepiej grzeje. Powietrzem łatwiej się oddycha, kwiaty ładniej pachną. Nie ma pustych pól równinnych, są nowe, ładne domy, ludzie są weselsi. Ukraińcy w miastach są życzliwi, jak pisałem, a dziewczyny ładne. Ale u nas, w Polsce, ludzie są pracowici, przyjacielscy, a dziewczyny i kobiety ładniejsze i milsze. U nas jest bezpiecznie. Nie musimy się oznakowywać, jak również tego czynić nie muszą inne mniejszości narodowe. Chcesz poznać różnice - jedź, zobacz, porozmawiaj z ludźmi, a zobaczysz jak nam w kraju jest dobrze i ładnie.
Kazimierz Zięba

Materiał pochodzi z Tygodnika Łobezkiego  (13. 07. 2009 r.), jak z tego widać można mieć różne odczucia i wnioski.


GTranslate

enfrdeitptrues

Włamanie do serwisu

Strona odtworzona po ataku hakerskim. W przypadku dostrzeżenia braków i niespójności z poprzednią zawartością serwisu oraz w celu zgłoszenia ew. uwag prosimy o kontakt z nami.

Wołyń naszych przodków

wp3.jpg

PAMIĘTAJ PAMIĘTAĆ

Czytaj także

 

 

Rzeź Wołyńska

lud11.jpg

Szukaj w serwisie

Gościmy

Odwiedza nas 725 gości oraz 0 użytkowników.

Statystyki

Odsłon artykułów:
14149583