Bardzo dobrą pracę na rzecz pamięci ofiar wykonuje bloger Mohort. http://65-lat-temu.salon24.pl/
Oto fragment:
"Zanim przystąpię do „tradycyjnego” podsumowania wydarzeń sprzed 65 lat, chciałbym przypomnieć, że dzisiaj przypada 67 rocznica „sądnego” dnia Kresów Południowo-Wschodnich. 28 lutego 1944 roku SS „Galizien” wraz UPA zamordowała około 800 osób w Hucie Pieniackiej. Ponadto UPA już samodzielnie zabiła ponad 150 Polaków w Korościatynie.
Wydawałoby się, że wobec takich tragedii pozostaje milcząco skłonić głowę. Nie dotyczy to jednak ukraińskich nacjonalistów. Wspierane pieniędzmi polskiego podatnika ukraińskie pismo „Nasze Słowo”
publikuje wywiad z nacjonalistycznym historykiem ze Lwowa A.Bolianowskim, który w zawiły sposób sugeruje, że za sprawą Huty Pieniackiej stoi… KGB. Jeszcze chwila, a zaczną mówić, że zbrodni w Hucie dokonali Sowieci!
Swoiste podejście do pamięci o ofiarach wykazuje także kandydat do Rady IPN Grzegorz Motyka, osoba, która zgodnie z ustawą o IPN powinna wykazywać się „wysokimi walorami moralnymi”. W
wywiadzie dla Rp z 23 lutego br. Motyka powiedział, że
„sowieckie straty poniesione w walkach z ukraińskimi nacjonalistami były co najmniej trzykrotnie mniejsze niż straty ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, gdzie ukraińscy nacjonaliści wymordowali około 100 tysięcy ludzi.”Chodzi więc o rzekome 33 tys. zabitych w walce „Sowietów”. Motyka niewątpliwie nawiązuje do obliczeń KGB USRR, mówiących o 30 676 osobach zabitych przez OUN-UPA w latach 1944-1953 na terenie ZSRR, które sam zresztą podaje na stronie 650 swojej „Ukraińskiej partyzantki”. Jednak nawet pobieżne zagłębienie się w te dane wykazuje, że około 19 tys. z owych zabitych „Sowietów” to…
kołchoźnicy, robotnicy, inteligenci, księża, dzieci, starcy, gospodynie domowe… Szczególnie wyróżnia się tu grupa ponad 15 tys. kołchoźników, zabitych przez OUN-UPA tylko dlatego, że dali się zmusić do wstąpienia do kołchozu. Tak oto bezbronni ludzie zarżnięci przez rizunów z UPA stają się w oczach kandydata do Rady IPN „Sowietami” poległymi „w walkach”. To pokazuje, jak opacznie Motyka pojmuje znaczenie słów (o czym pisałem w poprzedniej notce), tym razem słowa „walka”.
Jakąż to „walkę” prowadziły dzieci, starcy i gospodynie domowe, panie Motyka!?
Efektem takich zabiegów Motyki jest wrzucenie niewinnych ofiar do jednego wora z enkawudzistami czy komunistami, a więc z kimś, kto nie kojarzy się najlepiej. Czyż to nie kolejna krzywda uczyniona tym ludziom, już po ich śmierci? Po drugie, „czyn zbrojny” UPA zostaje „napompowany” przez Motykę cywilami, którzy w żadnej walce nie zginęli. Tych zabitych należałoby przenieść na drugą szalę Motykowej wagi, gdzie razem z zamordowanymi Polakami jeszcze dobitniej świadczyliby o zbrodniczym charakterze OUN-UPA. Ta proporcja wynosi nie 1:3 a 1:10, panie Motyka! (a są jeszcze bardziej surowe dla UPA szacunki). W jakim celu wykonuje pan tę liczbową ekwilibrystykę?!
Ewa Siemaszko powiedziała, że Grzegorz Motyka jest zafascynowany walką UPA. Jaka była to walka, pokrótce pokazałem powyżej. Myślę, że dalszy komentarz jest zbyteczny."
Resztę tekstu proszę przeczytać - http://65-lat-temu.salon24.pl/
Chciałbym jeszcze przypomnieć argumentację ludzi Motyko - podobnych, że banderowcy z Banderą na czele byli więzieni w obozach koncentracyjnych, Warto sprawdzić, jak tam byli traktowani - istnieje na ten temat praca Pana Adama Cyry pod tytułem "Banderowcy w KL Auschwitz". Proszę przeczytać, jak na podstawie tej pracy inny bloger rozprawia się także z tym mitem o "męczeństwie" banderowców w nazistowskich łagrach.