Krwawa Wigilia Bożego Narodzenia 1943 r. na Hnidawie

Wtedy, jak ja byłem w Przebrażu, zbliżało się Boże Narodzenie. Już banderowców nie było prawie, bo tak: bali się Przebraża, bali się też Niem[ców], […] już tutaj partyzantka sowiecka krążyła. Bardzo dużo po lasach było partyzantów. Więc ja myślę sobie tak: to ja pójdę do dowódcy, poproszę o przepustkę do Łucka i pójdę na Wigilię do kuzynów, do Łucka. Broń zostawiłem tam u siebie, dowództwo z rozumem [powiedziało]: „To idź no”. Jeszcze ruskich nie było, ale już działa grzmiały w tym powiecie sarneńskim, który był najbardziej wysunięty do granicy. To była Wigilia Bożego Narodzenia, raniutko wyszedłem, i zaszedłem po drodze [do znajomych]. Bo jak ja pracowałem w młynie, to najpierw mieszkałem u kuzynów. A potem okazało się, że [do Łucka] uciekli moi bliscy przyjaciele, kuzyni tacy dalecy, i zamieszkali niedaleko młyna w Łucku. I ja do nich tam przynosiłem mąkę, nawet czasami u nich nocowałem. I zaszedłem teraz złożyć im życzenia świąteczne i mówię, że idę na Hnidawę do swoich kuzynów na Wigilię. To oni się [mnie] uczepili, że ja mam u nich zostać [na] Wigilię: „Jest łóżko tutaj, możesz przespać się, a jutro pójdziesz do kościoła ich spotkać i pójdziesz do nich”. No to ja zostałem. A wtedy stała się tragedia na Hnidawie. Już tu te armaty grzmiały ruskie. Już nie było słychać, żeby gdzieś były jakieś oddziały ukraińskie, bo Polaków już w terenie nie ma w ogóle, nie ma co palić. Do miast się nie zbliżali, a Hnidawa jest przedmieściem. Na Hnidawie były radiostacja i magazyny jakieś niemieckie. I tam był oddział niemiecki, który pilnował. To były dwie wieże takie radiostacyjne. Tylko nieczynna radiostacja, ale tam były budynki i tam był oddział niemiecki. Znaczy, tam Polacy czuli się bezpiecznie. Ale przyszła noc wigilijna, wszyscy zjedli kolację, każdy utrudzony po tym dniu, prawda, bo to się wszystko robi, porządkuje. Ludzie usnęli. O godzinie dwunastej zaczęło się. […] Tam było bardzo dużo uciekinierów, polskich rodzin takich biednych, wielodzietnych, powciskani jak śledzie w tych domach mieszkali, bo uciekli ze wsi. I do pierwszego domu przyszli – kilkunastu Ukraińców. Uzbrojeni […], ale przede wszystkim mieli karabiny, ale tych nie używali, żeby nie płoszyć, tylko siekiery i noże.

Czytaj więcej...

Boluś, bez ciebie i braci już by było po Hucie

 Obrona Huty Stepańskiej to wielki heroizm setek osób, walczących o życie swoje i rodzin. Rozmawiając z żyjącymi banderowcami, którzy zdobywali Hutę, pytałem: „Co zrobilibyście z Polakami, gdybyście zdołali pokonać obronę?” Zgodnie odpowiadali, że nie wiedzieli, co by się stało, czy powtórzyłaby się Janowa Dolina, Ostrówki, a może Parośla.

Niewiele brakowało, aby tak się stało, jedynie postawa kilku obrońców zdołała w krytycznym momencie uchronić Hutę przed klęską. Aby oddać im cześć, wrócę do okresu przedwojennego.

W kolonii Ładesa na początku lat 20., osiedliła się przybyła z „centrali” rodzina Tkaczyków – rodzice, córka i czterech synów. Żyli w wielkim niedostatku, podobnie jak wielu kolonistów. Biedę spotęgowała przedwczesna śmierć ojca. Najstarszy z braci, Bolesław, ożenił się z córką sąsiada Szczepkowskiego. Pozostali byli kawalerami, biedaka nikt za zięcia nie chciał. Aby przeżyć, chodzili po ludziach za pracą, której nie było. Jak się dało, to kradli, np. snopki skoszonego zboża. Straszna bieda zmuszała do walki o życie.

Jednej niedzieli dokonali w biały dzień zuchwałej kradzieży w sąsiedniej Halinówce. Wycięli śliwę pełną owoców i nieśli ją do lasu, aby oberwać. Właściciel, Stanisław Pomerański, zaalarmowany przez syna Edwarda ruszył w ślad za nimi, Kiedy rozpoznał, kim są, poszedł prosto do ich brata Bolka. Obaj czekali na powrót złodziei. Bolek rozpaczał nad postępkiem braci, żalił się na biedę i prosił o wybaczenie. Matka, wdowa, zalewała się łzami, jakich to łotrów wychowała i za co ją tak Bóg pokarał.

Kiedy wrócili, Bolek kazał im poklękać w kącie z podniesionymi rękami. Tymczasem prowadził śledztwo, a oni czując, co ich czeka, prosili o wybaczenie. Kiedy wreszcie Władysław przyznał się, że to on ścinał drzewko, Bolesław wybił go dobrze. Wtedy i Stanisław Pomerański prosił, aby im wybaczyć, bo nic się nie stało, to tylko śliwka, a ma ich więcej. Szkodę odrobili uczciwie pracując w polu, a pomiędzy rodzinami zawiązała się przyjaźń.

Czytaj więcej...

„SIEKIERĄ NAJPIERW ZABILI DZIECI, PRZED RODZICAMI”

OPOWIEŚĆ UKRAIŃCA PETRA KOŁOSKA z miasteczku STEPAŃ, rejon SARNY, WOŁYŃ

(fragment)

„Po żniwach zabrał mnie ten sam Marczuk [komendant bojówki SB OUN], żebym ja ich ze wsi Zołotałyn zawiózł do wsi Wólka, tam przyjechaliśmy do jakiegoś chutora. Podjechaliśmy do biednej chaty, z chaty wyszedł mężczyzna, kobieta i dwoje dzieci: chłopczyk i dziewczynka. Marczuk ze swoimi chłopcami zaprowadzili gospodarzy do chaty, posłyszałem krzyk, ich związali, zaprowadzili do komory rodziców i dzieci, siekierą na początek zabili dzieci przed rodzicami, a potem rodziców. W komorze w ścianach były szpary, ja zajrzałem przez szpary, co oni tam robią. Oni potem wyszli na zewnątrz i do mnie: „Co zobaczyłeś?” Marczuk każe mi spuścić spodnie, dajcie mu 20 wyciorów, dali, a teraz jedź do domu, i jak komuś powiesz, to zrobimy tobie to samo co im. Ja jakoś, leżąc, dojechałem do domu i przez miesiąc nie wychodziłem z domu, dopóki trochę rany się nie zagoiły.”

ZAMORDOWANIE KOBIETY W CIĄŻY

„Po pogromie wsi Huta we wsi Butejki zakwaterował oddział Kory. Sam Kora ulokował się na chutorze między Butejkami i Werbczem u Golonka Fedora, z nim była żona albo kochanka, jakaś bardzo ruda, i jego ochroniarze. Kora wydał rozkaz, że, gdy kogoś złapią w polskiej Hucie, to wszystkich przyprowadzać do niego. To było w żniwa, przyprowadzili ciężarną kobietę, zmusili ją do wykopania dołu i tą samą łopatą ją zabili, a wujaszek Żyrun zakopał trupa.”

„POKAŻ, JAK TRZEBA RŻNĄĆ LACHÓW”

„Na drugi dzień przyprowadzili dwóch chłopców, także ich zmusili do wykopania dołu, a przyprowadzili ich młodzi banderowcy. Kora powiedział Żyrunowi, żeby ten przyniósł kosę, ten przyniósł, i daje jednemu z tych, którzy przyprowadzili i mówi: „Masz, rżnij Lachów”.

Czytaj więcej...

Banderowcy przelali czarę zła, nienawiści i krwi w kolonii Aleksandrówka

Nazywam się Teresa Radziszewska z d. Adamowicz. Urodziłam się w roku 1934 i mieszkałam na kolonii Aleksandrówka, gm. Kupiczów, powiat Kowel na Wołyniu. Mój tatuś miał na imię Teofil Adamowicz, jego rodzice to Michał Adamowicz i Tekla z d. Bondyra. Moja mamusia miała na imię Bronisława i była z d. Kupiec. Moi oboje rodzice wywodzili się z Ziemi Zamojskiej ze wsi Białowola, tylko ok 6 km od Zamościa. Tam mieszkał mój dziadek Michał Adamowicz i tam też przyszedł na świat Teofil. Po I wojnie światowej dziadek Michał sprzedał gospodarstwo rolne i wyjechał na Wołyń, kupując tam tańszą ziemię, by polepszyć byt swoim czworga dzieciom. Na tamten czas było to dość opłacalne, gdyż kupił jej cztery razy więcej za sprzedaną tutaj w Białowoli. Ziemia była żyzna, czarnoziem, piękne okolice, lecz zamiast gospodarstw pięknie widniejących na planie, zastali tam okopy, bunkry i leje po bombach. Zatem początki były i takie, że przyszło im mieszkać w szałasach, a przy tym równali teren, budowali domy, urządzając wszystko od podstaw.

Kolonia Aleksandrówka składała się z 24 rodzin osadników polskich oraz z trzech rodzin ukraińskich. A byli to Kyc Paweł z żoną i dwojgiem dzieci: Michał i Olga, Korzeń Mikołaj z żoną, dwoma córkami i synem oraz Lewczuk z żoną i córką, oni wszyscy również byli osadnikami, przywędrowali zaś tutaj, gdzieś z Biłgorajskiego. Kolonia nasza położona była jakieś 500 m od rzeki Stochód, płynącej wąskim korytem wśród olchowych lasów, zielonych łąk i żyznych pól. Na początku naszej kolonii, była figura Matki Bożej, przy której w maju odprawiały się nabożeństwa majowe, a którą z moimi koleżankami Leokadią (Lodzią) Nowakowicz oraz Ireną Dygodą, ubierałyśmy kwiatami i wieńcami. Figurę tę w pierwszym dniu napadu banda UPA rozbiła w kawałki. Do dzisiaj pozostały tylko fundamenty, a w nich wmurowany akt fundatora. Zabudowania obsadzone były drzewami owocowymi różnych gatunków, które bogato owocowały. Przed naszym domem na środku trawnika stał duży jasion, na który lubiłam wchodzić, gdyż z niego daleko dookoła widoczna była okolica cała z pięknym krajobrazem.

Czytaj więcej...

GTranslate

enfrdeitptrues

Włamanie do serwisu

Strona odtworzona po ataku hakerskim. W przypadku dostrzeżenia braków i niespójności z poprzednią zawartością serwisu oraz w celu zgłoszenia ew. uwag prosimy o kontakt z nami.

Wołyń naszych przodków

wp9.jpg

PAMIĘTAJ PAMIĘTAĆ

Czytaj także

 

 

Rzeź Wołyńska

lud9.jpg

Szukaj w serwisie

Gościmy

Odwiedza nas 692 gości oraz 0 użytkowników.

Statystyki

Odsłon artykułów:
14149568