Co widziała dziewczynka? Co przeżyła? Nie mówiła. Czasem tylko wydawała przeraźliwy, nieartykułowany krzyk: Aaa; I wtedy ściskały się serca tych, którzy to słyszeli. Psy podkulały ogony. Milkły ptaki.(….) Kończy się lipiec, słońce pali, kurz, wozy grzęzną w piachu, krzyki, nawoływania, zamieszanie, a przez wszystko przebija się świdrujący głos dziewczynki : Aaa….

Skąd się wzięła dziewczynka? Pewnego dnia znaleziono ją brudną, wygłodzoną, w poszarpanej sukience, błąkającą się po okolicy. Ktoś przyprowadził ją do sierocińca założonego na plebanii. Takich dzieci, którym udało się przeżyć, bo w porę uciekły, zakopały się w stogu siana, schowały w kukurydzy, przykucnęły jak zając pod miedzą, zaszyły się w bzach, padły plackiem w pszenicy, zdążyły dobiec do lasu i rzucić się między krzaki - było na Wołyniu wiele. Dzieci oniemiałych ze zgrozy, bo widziały coś, czego człowiek nie powinien nigdy zobaczyć. To fragmenty wspomnień Barbary Szczepuły , zatytułowane „Bóg wtedy patrzył w inną stronę, a ludzie nie mogli im pomóc”* Czy to trzeba komentować, to samo mówi za siebie.

Pan Edward nie jest bohaterem żadnych wielkich wydarzeń. Nie jest nawet strażnikiem historii. Nie ma czego pilnować i doglądać; gdyby chociaż skrawek grobu... Nawet jako świadek mógłby być wątpliwy, bo gdy “tamto” się wydarzyło, był dzieckiem. Miał zaledwie sześć lat, jak wymknął się śmierci. Wyskoczył z wozu, którym uciekała jego cała rodzina. Wszyscy zginęli. Nie ma żadnych zdjęć, dokumentów, pamiątek, niczego. Oprócz pamięci.(…) W Zaduszki, we Wszystkich Świętych wszyscy idą na groby i zapalają znicze. Ja idę do lasu, zapalam świeczkę i płaczę. (…) Wciąż słyszę te krzyki, gdy ich mordowano. Boję się ludzi, uciekam od nich. Są  to fragmenty Edwarda Kaczmarczyka opublikowane  w „Tygodniku Łobezkim  ” pod znamiennym tytułem „Wołyń Woła o Pamięć”. **

Janina Kalinowska nie wie, ile ma lat. Ale ludzie, którzy znali jej rodzinę, mówili, że wtedy miała osiem. I jeszcze, że miała młodsze rodzeństwo. Janina tego też nie pamięta. W jednej chwili w jej głowie zapadła ciemność i wymazała wszystko: - Mama chyba była piękna, a tata miał czarne wąsy. Bo tak mi się śnili dwa razy, wkrótce po śmierci.

- Nasze mamy na zawsze zostaną piękne, a ojcowie młodzi - mówi Zofia Szwal. Ona zapamiętała każdy szczegół. Nawet świąteczną marynarkę ojca, którą ją przykrył, wsadzając na furmankę. Pamięta, jak ściskała go mocno za szyję i płakała, że chce zostać z rodzicami. A oni wiedzieli już, że widzą ją po raz ostatni .Jej życie zmieniło się 11 lipca 1943 roku(..). Dziesięcioletnia Zosia nie rozumiała, co się dzieje.(…) Bardzo długo nie chciałam żyć. Co wieczór modliłam się, by już się nie obudzić. I co rano czułam żal: Panie Boże, tak Cię prosiłam. Teraz znowu muszę szukać mamy i taty, i znów ich nie znajdę - opowiada Zofia Szwal.(…)

Również Teresa Radziszewska pamięta wszystko tak, jakby było to wczoraj. - Ty może zostaniesz z babcią? - powiedział ojciec, a ona, wówczas dziewięcioletnia, kiwnęła głową. Pomyślała, że tak rodzicom będzie łatwiej. Patrzyła, jak odchodzą w deszczu, i z rozpaczy tłukła głową w drzwi stodoły. Tata niósł jej trzyletnią siostrę, mama półtorarocznego brata. Na końcu, ze spuszczoną głową, szedł starszy brat. Miał pięć lat. Niedługo potem usłyszała strzały. - To już nasze dzieci giną - powiedziała babcia i kazała jej zapamiętać ten dzień.

To fragmenty  , wspomnień  „ Dzieci Wołynia” zebrane w artykule, „Nie czekaj, nie wypatruj”.***   W ostatnim  zdaniu pani Zofia Szmal , myślę że w imieniu wszystkich „Dzieci Wołynia” stwierdziła:   Od wspomnień i takich myśli nie uwolnią się już nigdy. - Ból umrze razem z nami.                          W czasie kampanii prezydenckiej słyszeliśmy jak bardzo nasz pan Prezydent lubi dzieci, ba ma ich osobiście nawet gromadkę. Teraz będąc już na urzędzie, chyba w ramach dnia dziecka zafundował „Dzieciom Kresów” niezapomniany prezent, zawnioskował do Sejmu o wycofanie „ Uchwały o ustanowieniu 11 Lipca Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian”. Prezydent Komorowski poinformował, że taka Uchwała jest zbędna, ponieważ on w porozumieniu z prezydentem Janukowyczem doprowadzi do opracowania tekstu wspólnej Uchwały parlamentów polskiego i ukraińskiego. Co  Ukraińcom do naszego Parlamentu i ustanowienia naszego krajowego święta, to nasza narodowa sprawa, wypełnienie obowiązku państwa wobec jego obywateli. Wszyscy wiedzieli, że uchwała miała przejść przez aklamację, a tu raptem pan Prezydent robi taki prezent. Można przymknąć oko na różne gafy i nie takty, ale tego nawet nazwać nie można.  Ciągle jeszcze żyją świadkowie tamtego czasu, ówczesne dzieci  i czekają  i nadal płaczą, bo ich państwo nie potrafi , albo nie chce ukoić ich bólu. Widocznie „Wyższa polityka” jest ważniejsza, a ich ból musi umrzeć razem z nimi. Dobrze, że tysiące dorosłych świadków „Ludobójstwa na Kresach” nie doczekało tej chwili , bo było by im wstyd za własny kraj i Prezydenta, który lubi przecież dzieci.

*http://www.polskatimes.pl/magazyn/171771,bog-wtedy-patrzyl-w-inna-strone-a-ludzie-nie-mogli-im-pomoc,id,t.html#material_5

** http://www.wppp.vel.pl/artykul.php?id=1060207200&gaz=gg

***http://niniwa2.cba.pl/upa_dzieci_wolynia.htm