Początek napisu na obydwu nagrobnych tablicach jest taki sam: „ W walce o pokój i bezpieczeństwo kraju poległ na polu chwały”. Po lewej spoczywa poległy 28 czerwca 1946 r. milicjant Marian Babiński. Przez wiele lat nie sądziłem, że historia tego „utrwalacza władzy ludowej” jest tak zawiła i skomplikowana. Nie myślałem też, że kiedyś, czytając archiwalne dokumenty znajdujące się w gdańskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej, trafię na jego teczkę osobową. Wydawałoby się, że sprawa jest jasna i oczywista. Ubek. Jechał na akcję przeciwko partyzantom V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej i zginął”. Ileż osób przeszło obojętnie obok tych nagrobków, a ile pomyślało podobnie jak autorzy tego materiału! Dlatego dziś już nie ma śladu po tych nagrobkach administracja zdecydowała się na ich rozebranie. Czy bohater opisany w tym artykule zasługuje na miejsce na malborskim cmentarzu i na kartach naszej historii? Osadźcie sami czytając dalszy ciąg wspomnianego materiału. W tym miejscu ustępuję miejsca autorom zaskakującej opowieści a komentarz pozostawiam czytelnikom.
Losy mieszkańca Wołynia
Marian Babiński, syn Dominika i Izabeli z domu Mazurkiewicz, urodził się 19 listopada 1923 r. w małej kolonii Bolarka na Wołyniu. Pięć lat szkoły powszechnej skończył w nieodległej Wólce Kotowskiej, a potem wiódł zwyczajne życie chłopskiego dziecka – pracował na roli w pięciohektarowym gospodarstwie. Po wkroczeniu Sowietów w 1939 r. rozpoczął pracę w miejscowym nadleśnictwie, zaś w czerwcu 1941 r., po zajęciu Wołynia przez Niemców, wrócił do pracy w gospodarstwie rodziców.
Rok 1943 na Wołyniu to początek rzezi ludności polskiej i słynne „czerwone noce”, w czasie których zginęła prawie cała rodzina Babińskiego ze strony matki. Ten stan ciągłego zagrożenia śmiercią z rąk Ukraińców powodował, że Polacy szukali kontaktu z partyzantką sowiecką. Podobnie było z Babińskim, który wstąpił do mieszanego oddziału partyzanckiego. Byli tam z nim Polacy próbujący bronić się przed Ukraińcami oraz wielu zbiegłych z niewoli żołnierzy Armii Czerwonej. Według słów samego Babińskiego wynika, że ich dowódcą był Rosjanin – pułkownik Prokopiuk. Trudno dzisiaj ustalić kim był ten człowiek i jaki był to oddział. Jedno jest pewne – polskiej partyzantki w pobliżu nie było, a sowieccy zbiegowie i Polacy mieli jeden cel - przetrwać. Babiński wyznał w pisanym później życiorysie, że jego zadaniem było werbowanie do oddziału jeńców sowieckich pracujących na rzecz hitlerowców w pobliskiej Ołyce i Łucku. Miał ich przyprowadzić ponad 30. Za tę działalność został aresztowany przez SD z Łucka, jednak mimo bicia i maltretowania nie przyznał się do niczego i Niemcy wypuścili go po trzech dniach. Kiedy w maju 1943 r. rodzinna Bolarka została spalona przez Ukraińców, a większość ocalałej ludności uciekła do Huty Stepańskiej, Babińscy trafili do Rafałówki. Młody Marian włączył się w działalność istniejącej tam Samoobrony. Oddział ten, oprócz ochrony miejscowej ludności, prowadził także działania dywersyjne i w trakcie jednej z akcji Babiński został ciężko ranny. Rana była na tyle poważna, że kiedy latem 1944 r., po zajęciu Wołynia przez Armię Czerwoną, został wcielony do Ludowego Wojska Polskiego, komisja lekarska zwolniła go już po trzech miesiącach służby i 19 września 1944 r. przeniosła do jednostki zapasowej. Marian Babiński 30 października złożył podanie o przyjęcie do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie.
W Urzędzie Bezpieczeństwa
Z dokumentów personalnych funkcjonariusza UB, Mariana Babińskiego, wynika, że od dnia przyjęcia do 23 maja 1945 r. pełnił służbę w plutonie ochrony gmachu, następnie został przeniesiony do wydziału walki z bandytyzmem, skąd 21 listopada 1945 r. został skierowany do Centrum Szkolenia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi. W trakcie szkolenia jest nagradzany za „pilność w nauce oraz dyscyplinę”. W opinii przełożonych był dobrym i zdyscyplinowanym funkcjonariuszem, który braki w wykształceniu nadrabiał pilnością. To dzięki temu został awansowany do stopnia starszego sierżanta i wysłany do szkoły MBP w Łodzi. Szkolenie skończył w marcu 1946 r. Wtedy też, na własną prośbę, już jako chorąży, rozkazem personalnym nr 73 MBP z dnia 19 marca 1946 r. został przeniesiony do dyspozycji szefa PUBP w Malborku. W okolicy Malborka mieszkała jego matka wraz z dwoma siostrami i zapewne to zdecydowało o przenosinach. Wiadomo też, że odwiedzał rodzinę w sierpniu 1945 r. i spędził z nią dziesięciodniowy urlop. Może wtedy zapadła decyzja o przyjeździe tutaj?
Wiosną 1946 r. w powiecie malborskim i sztumskim, na skutek zeznań ujętej łączniczki V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, Reginy Mordas - Żylińskiej „Reginy”, trwała baczna obserwacja miejscowych majątków należących do Państwowych Nieruchomości Ziemskich. Ich administratorzy współpracowali bowiem z Podziemiem. W Czerninie Ottomar Zielke na polecenie majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” zorganizował szpital dla rannych żołnierzy operującej w okolicy brygady. W Zielonkach mieścił się punkt kontaktowy, tutaj krzyżowały się szlaki kurierów i łączników, a przybywający z wschodnich terenów Polski żołnierze AK, którzy nie złożyli broni, byli kierowani do oddziałów partyzanckich, noszących nazwę szwadronów, jako że ich dowódca, major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, był przedwojennym oficerem 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich, kawalerzystą i wielkim miłośnikiem jazdy.
„Regina” nie wytrzymała śledztwa, zgodziła się na współpracę. Wiedziała bardzo dużo o wileńskiej konspiracji. Podała nazwiska, pseudonimy, adresy…
28 czerwca 1946 r. funkcjonariusze UB z Malborka wyruszyli do Zielenic aresztować zarządcę Józefa Piątka. Kiedy okazało się, że Piątek udał do pobliskiego Czernina, dowodzący akcją Ratajczak, szef malborskiego UB, pozostawił na miejscu Jabłońskiego i Babińskiego. Mieli oni za zadanie dowiedzieć się od pracujących w gospodarstwie robotników o kontaktach Piątka i osobach przewijających się przez majątek. Dowódca z 12 milicjantami wyruszył do Czernina. Pozostawionych funkcjonariuszy zabawiał rozmową buchalter Jan B. Człowiek ten, pomimo tego, że nie był w siatce konspiracyjnej „Łupaszki”, miał również wiele do stracenia. Jak wskazują późniejsze informacje, był ukrywającym się na Ziemiach Odzyskanych byłym żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych. Nie wytrzymał napięcia – w pokoju na piętrze, wykorzystując chwilę nieuwagi ubeków, wyciągnął broń i zabił obu strzałami w głowę.
Nieznane fakty
Historia Babińskiego ma jednak swój ciąg dalszy. Oto bowiem w 1948 r. Wydział ds. Funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wpadł na trop współpracy kilku z nich z organizacją Wolność i Niezawisłość. Wśród tych osób był również Marian Babiński.
W listopadzie 1944 r. Stanisław Ludwikowski, funkcjonariusz resortu z Rzeszowa, rozpoczął współpracę z miejscowym WiN. Wkrótce też dołączył do niego jego kolega - Marian Babiński. Kontaktowali się z Katarzyną Fuglewicz „Jadwigą”, przekazując jej informacje o osobach aresztowanych, planowanych akcjach UB i szczególnie niebezpiecznych funkcjonariuszach. W styczniu 1945 r. „Jadwiga” doprowadziła do spotkania obu z Mieczysławem Kawalcem ps. „Żbik”, ówczesnym komendantem Obwodu AK w Rzeszowie, który odebrał od nich przysięgę i nadał pseudonimy: Ludwikowskiemu - „99” a Babińskiemu - „98”.
Mieczysław Kawalec „Żbik” to w dziejach Podziemia postać wybitna. W styczniu 1947 r. został w IV Zarządzie Głównym WiN kierownikiem Wydziału Informacji. Po aresztowaniu jego prezesa, pułkownika Łukasza Cieplińskiego, przejął jego obowiązki i pełnił tę funkcję do 1 lutego 1948 r. Tego dnia został aresztowany osobiście przez osławionego Józefa Światłę i, po okrutnym śledztwie, zamordowany wraz z całym sztabem IV Zarządu WiN w marcu 1951 r.
Do kolejnego spotkania Babińskiego ze „Żbikiem” doszło w lutym 1945 r. Konspiratorzy ustalili system łączności, kontaktów oraz planowali zadania na przyszłość. Na spotkaniu tym został również przedstawiony kolejny, zwerbowany przez Babińskiego i Ludwikowskiego funkcjonariusz miejscowego UB – Stanisław Graczkowski, który otrzymał pseudonim „97”. Wiosna 1945 r. to okres szczególnie wytężonej współpracy Babińskiego z organizacją. Samodzielnie pozyskał kolejnych funkcjonariuszy urzędu: Franciszka Topolskiego i Mieczysława Dzieniowskiego. W maju 1945 r. planowany był atak Podziemia na siedzibę WUBP w Rzeszowie, na spotkaniach ze „Żbikiem” omawiali akcję i rozdzielali zadania. W opanowaniu gmachu UB Babiński, Ludwikowski i Graczkowski mieli wziąć czynny udział – byli odpowiedzialni za zerwanie połączeń telefonicznych, uwolnienie aresztowanych, rozbrojenie części ochrony. Do planowanej akcji nie doszło. Zawiodły oddziały partyzanckie mające dokonać szturmu z zewnątrz, które nie dotarły w wyznaczonym czasie do Rzeszowa. Być może akcja ta miała być jedną z wielu jakie odbyły się w całej Polsce, bowiem w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. w wielu miastach Polski oddziały leśne opanowały więzienia i posterunki UB, likwidując funkcjonariuszy UB i NKWD, a także zwalniając aresztowanych żołnierzy Podziemia.
W czerwcu 1945 r. Babiński i Ludwikowski zorganizowali uwolnienie z więzienia jednego z dowódców miejscowej organizacji ps. „Wolny”. Za pomocą przemyconych środków farmakologicznych, spowodowali, że „Wolnego przewieziono do szpitala, skąd został odbity przez partyzantów. Akcja zakończyła się sukcesem. W lipcu 1945 r. Babiński, Ludwikowski i Graczkowski otrzymali od kierownictwa WiN pochwałę za swoją działalność, mieli być także przedstawieni do awansu.
Latem 1945 r., w trakcie kolejnego spotkania, „Żbik” do dalszych kontaktów z funkcjonariuszami wyznaczył Zygmunta Ziębę ps. „Kołodziej”. Babiński otrzymywał kolejne zadania: przejęcie korespondencji z MBP czy też zorganizowanie zamachu na szczególnie niebezpiecznych wysokich funkcjonariuszy WUBP w Rzeszowie. Jesienią 1945 r. Babiński i Graczkowski zostali wysłani do szkoły w Łodzi, skąd Babiński trafił do Malborka. Na ich trop resort bezpieczeństwa wpadł dopiero w 1948 r., ale Marian Babiński wtedy już nie żył. Decyzją prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie z dnia 10 maja 1948 r. sprawa przeciwko niemu z powodu śmierci została umorzona. Przed sądem stanęli ci, którzy przeżyli: Ludwikowski, Graczkowski i Dzieniowski.
Nie wiemy jeszcze wszystkiego o działalności wymienionych osób, poznanie ich pełnych losów wymaga szczegółowej kwerendy w archiwach. Nie są to typowe losy Polaków walczących po jednej lub drugiej stronie. Niewielu bowiem konspiratorów pracowało w organach bezpieczeństwa. Losy tych, którzy odważyli się, były jeszcze straszniejsze niż zwykłych „wrogów ludu”. Resort nie wybaczał zdrady. Często też ginęli z rąk innych żołnierzy Podziemia, podobnie jak Franciszek Topolski zwerbowany przez Babińskiego w rzeszowskim UB, poległy w marcu 1945 r. pod Rzeszowem w walce z oddziałem AK.
Marian Babiński - żołnierz samoobrony z Wołynia, konspirator i agent WiN w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa, zasługuje na swoje miejsce w historii. W historii, pamięci ludzi i na malborskim cmentarzu. Jak się bowiem okazuje, jesienią tego roku, pomnik na jego mogile został rozebrany. Wcześniej administracja cmentarza nakleiła na nagrobku żółtą karteczkę, wzywającą do kontaktu rodzinę pochowanego z zarządcą. Pewnie się nikt nie odezwał. Nie znamy dokładnych losów rodziny Babińskiego. Siostra Witalia Piasecka mieszkała podobno jeszcze w latach 60. w Kraśniewie, natomiast matka wyjechała w latach 50. do Ratkowa na Ziemi Kłodzkiej”.
Robert Jamroz Marta Chmielińska