Niebezpieczni sąsiedzi
Opowieść swoją zacznę od dziejów przydrożnej figury w Radowiczach. Radowicze była to duża wieś, posiadająca kilka kolonii o odrębnych nazwach, ciągnąca się na przestrzeni około 5 kilometrów. Przed wojną było tam ok. 450 numerów domów, z czego około 85 przypadało na rodziny polskie. Była tu polska szkoła z klasami I-VI, przy czym nauka w klasie VI-ej trwała 2 lata, co stanowiło tyle co ukończenie siedmiu klas. Na wsi był młyn i punkt pocztowy. Ukraińcy posiadali cerkiew, a ludność polska jedynie figurę, która znajdowała się na skraju wsi od strony Turzyska. Tu zbierała się młodzież na majowych nabożeństwach i tu mieszkańcy Radowicz żegnali zmarłych w drodze na cmentarz w Turzysku. W 1939 roku z inicjatywy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej postanowiono wybudować nową figurę murowaną, gdyż istniejący drewniany krzyż rozpadał się. Ofiarnymi organizatorkami tej akcji były dwie młode członkinie KSMŻ – Eugenia Rakowska i Władysława Kulesza. Figurę zaś wymurował Wincenty Szewczyk. Jej wyświęcenie odbyło się bardzo uroczyście. Z Turzyska przyjechał ksiądz, który odprawił mszę św. W czasie jej trwania spalono na stosie resztki starej figury. W uroczystości wzięli udział niemal wszyscy polscy mieszkańcy Radowicz. Wkrótce potem wybuchła wojna. Najpierw przez Radowicze przejeżdżało Wojsko Polskie, potem pokazali się uciekinierzy z centralnej Polski. Następnie przyszli Sowieci. Ludność ukraińska witała ich entuzjastycznie i chętnie wskazywała im „pomieszczikow”. Jednym z pierwszych aresztowanych był właściciel majątku w Litynie Szumowski, a z Radowicz mój ojciec Antoni. Pamiętam jak żołnierze sowieccy okrążyli nasz dom, zabierając ojcu broń, pistolet i strzelbę myśliwską. Następnie zarekwirowali jedną parę koni z wozem, na który załadowali zrabowane rzeczy. Ojciec, aresztowany, musiał iść pieszo za wozem, a dwóch żołnierzy z bronią na wozie odwróconych do tyłu pilnowało go, żeby nie uciekł. Jadąc do Kowla po drodze pytali Ukraińców, czy znają tego człowieka i jakim on był. Kiedy upewnili się, że nikt nic złego o ojcu nie powiedział, a wręcz przeciwnie – mówili, że to dobry człowiek, wówczas pozwolili mu wsiąść na wóz. W Kowlu odbyło się przesłuchanie. Interesowało ich szczególnie to, w jaki sposób ojciec zdobył majątek (gospodarstwo 40 ha i młyn). Kiedy wyjaśnił, że nabył to w uczciwy sposób, z pracy swoich rąk, zwolnili go, oddając konie i wóz. Resztę zatrzymali dla siebie. Następną z ofiar Sowietów była rodzina Bartoszewskich, z której aresztowali Adolfa, Antoniego i Piotra.